Fast Food My Way

Post znów nie wnętrzarski... no może odrobinkę :) Niestety, moje obecne pomysły i projekty ciągle w fazie wykańczania, bo nasz samochodzik uparcie próbuje się zepsuć i zabiera nam masę czasu. Ale walczę, coś tam po kawałku dłubię i już finiszuję :)

Chwilowo za to moja ulubiona błyskawiczna przekąska... dlaczego sezon szparagowy jest taki krótki?! Prosto, szybko i tanio... a o ile pyszniej (no i zdrowiej) niż w Mc'u?


Szparagi z masłem czosnkowym

1. Obłamać końcówki szparagów, białe cienko obrać, obgotowac w osolonej i lekko ocukrzonej wodzie kilka minut.
2. Ząbek czosnku utrzeć na pastę z odrobina soli, w rondelku rozpuścić nieco masła, dodac pastę, wymieszać, zdąc z ognia i polać gotowe szparagi. Mmmmm....

A na deser równie błyskawiczny placek na przegnanie takiej paskudnej pogody jak dziś... kruche + rabarbar+ truskawki i już... no może kulka lodów byłaby również na miejscu, ale na wyciąganie maszyny do lodów to już czasu nie miałam :)


Na dowód, że czasem jednak z kuchlandii wychodzę i coś robię - moja najnowsza lektura. Już wspominałam, że haft był w moim życiu tylko niewielkim epizodem w dzieciństwie. Praca nad abażurkiem uświadomiła mi, że tak naprawdę to nic nie umiem. A w tej książeczce bardzo dobrze opisane i zilustrowane są wszystkie podstawowe techniki i inne informacje niezbędne takim laikom jak ja, więc polecam.


Susan O'Connor "Monogramy. Sztuka haftowania liter" KDC

pozdrawiam,
ushii

1 czerwca!

Nie to nie pomyłka, ja już dziś obchodziłam Dzień Dziecka :)

Dostałam bowiem od Mamy taki fikuśny dzbanuszek, nie wytrzymała do końca miesiąca. Tak mnie ucieszył, że musiałam go od razu obfocić :) Hurra!!


pozdrawiam,
ushii

Nie da się! A jednak...

Nie wiem, czy tylko ja tak trafiam, mam nadzieję, że nie jest to cechą charakterystyczną większości polskich rzemieślników... Rozumiem, że najprościej robić coś od szablonu, takie samo dla większości, ale przecież nie jestem jedyną osobą, która potrzebuje specyficznych rozwiązań i odrobiny kreatywnego podejścia do zamówienia?

Niestety często jak próbuję coś zamówić to stolarz / sprzedawca / pani ze studia zasłon itd. robią wielkie oczy - o czym ja w ogóle mówię? a potem słyszę albo "Nie da się!" albo astronomiczną kwotę "na odczepnego", żeby mnie zniechęcić. Ale w sumie jestem tym ludziom wdzięczna, bo rozwijam się i zdobywam dzięki temu nowe umiejętności :)

Tak właśnie powstały m.in. moje szafy - chciałam zamówić, nie dało się, bo metalowe profile jak się okazuje są nieodzowną koniecznością... więc zrobiliśmy - drewniane, bez metalowych wstawek, które kompletnie mi się nie podobają. I jest tak (otoczenie stołu jest tu ciut nieaktualne, bo zdjęcie z zeszłego roku, obecnie stół i okolice zastawione rzeczami, nad którymi pracuję):


Jak się sprowadziliśmy było tak - laminat plus metalowe profile - przyznam się, że nie znoszę takich szaf. Za to lokalizacja garderoby za tymi drzwiami była super, więc tylko wymieniliśmy całą konstrukcję.



To właśnie na tej szafie, na środkowych drzwiach miały wisieć deski od win, ale ta zielona farba tak mi się podobała, że nie chciałam jej zakrywać.

Przy drugiej szafie też usłyszałam "Nie da się!" :) Nasz kochany pan Stasio zrobił nam szafę zamiast ścianki kolankowej, ale przy próbie zamówienia do niej drzwi okazało się, że znów nic z tego. Deska wykańczająca szafę od góry jest niewykonalna, a poza tym - takiego rozmiaru drzwiczek się nie opłaca w ogóle zamawiać, bo płaci się jak za zboże. I znów wizyta w Casto, trochę pracy i... mam mnóstwo dodatkowej przestrzeni. Chciałabym tylko jeszcze te drzwiczki tak samo wykończyć jak te od garderoby - takimi ramkami, ale jak wiadomo prowizorka jest najtrwalsza i drzwiczki czekają już 3 lata :)




Na powyższych zdjęciach widać też jakie śliczne dekoracje okienne zostawili nam poprzedni mieszkańcy (w ogóle muszę chyba o tym oddzielny post wysmażyć). Nie znoszę metalowych żaluzji. Tak samo jak verticale, wg mnie dzięki nim każde wnętrze wygląda jak tanie biuro... a przynajmniej ja jeszcze ładnych nie widziałam. A na oknach dachowych - masakra, bo po otwarciu okna wydawały straszne dźwięki.

Zamarzyły mi się zatem rolety. Ale nie takie rolowane, tylko rzymskie. Poszłam do salonów z takowymi, a panie pukały się w czoło - to będzie brzydko wyglądać, tak się nie robi, a w ogóle to te mechanizmy nie będą działały na skosie. Wówczas dostałam od mamy jej starą maszynę do szycia i zakochałam się w szyciu :) Więc niniejszym dziękuję tym paniom. A oto efekty mojej pracy (tu zdjęcie też nie na czasie, bo trwa wymiana dekoracji lusterkowej, efekty wkrótce). O dziwo mechanizmy własnej konstrukcji działają :)


I na koniec jeszcze wtręt kulinarny - miało już nie być o jedzeniu, ale muszę :)

Mega pyszne bułeczki na maślance z przepisu od Dorotus - u mnie w wydaniu wytrawnym, czosnkowym - oj, będę je często powtarzać.



I coś dla mojego M. Bo usłyszałam, że ostatnio dla wszystkich coś tam piekę, a dla niego nic... to dostał swoje ulubione sezamki. tu już własny przepis, skonstruowany na szybko parę lat temu, choć podobne widywałam i w sieci:

Sezamki
  • 3/4 szkl. cukru
  • opakowanie sezamu (200g)
  • dodatki smakowe - kilka kropli aromatu waniliowego/innego ulubionego, łyżeczka miodu
1. Ziarenka sezamu uprażyć na suchej patelni, przesypać na talerzyk,
2. Na patelnię wysypać równą warstwą cukier i poczekać, aż się karmelizuje (nie mieszać!), dodać sezam i dodatki smakowe i szybko połączyć.
3. Przełożyć masę na blat przykryty np. papierem do pieczenia, przykryć drugim arkuszem i szybko rozwałkować, bo błyskawicznie zastyga. Pokroić na kawałeczki i zjadać ze smakiem :)

Znów mam mega-posta :) Kończę zatem, a to tylko zajawka nad czym pracuję teraz :)


pozdrawiam,
ushii

Słodkoooo :)

Przełom kwietnia i maja to dla mnie cukierniczy maraton... wszyscy chyba umówili się by obchodzić swoje święta właśnie teraz, a ja zapewniam słodką aprowizację ;)

W związku z tym ostatnio dzielę czas między maszynę do szycia (wykonując zasłony dla mamy) i kuchnię. Najpierw szybko upiekłam brownie z przepisu podanego przez Jaco ... zawsze sądziłam, że nie cierpię ciast czekoladowych, ale tu chyba zrobię wyjątek... ależ ta czekolada pachniała...


Wypróbowałam też kolejny przepis na drożdżowe ciasto i bardzo polecam. Przepis na kulicz podała Joanna na Cincin (na Izbushce podała go Rosa Rugosa). Ja co prawda nie zrobiłam go w tradycyjnym kształcie tylko w keksówkach ale jest tak samo pyszne :)


Ponieważ ostatnio bardzo tu kulinarnie się zrobiło, następny post będzie wyłącznie wnętrzarski :)
Tylko uporam się w końcu z moją listą blogów :)

pozdrawiam i życzę udanego weekendu,
ushii

Wróciłam...

Znowu nie pisałam dłuższy czas, ale niestety nie było na to kompletnie czasu - praca, praca, a wolne chwile poświęcone na wypieki imieninowe dla mojej Mamy i Mamy M. i inne drobne prace. Długi weekend sprowadził się do wolnej soboty... ale dziś ostatni trochę zajęty dzień i już nadrabiam pisanie i czytanie :)


Wracając do ciast - dla swojej Mamy zrobiłam mrożony torcik bezowy, coś idealnego dla maniaka bezy i cytryn od dorotus, a dla Mamy M. - wg życzenia -wielokrotnie już przeze mnie pieczony makowiec, też z doskonałego przepisu dorotus i keksik na białkach od syso z Cincin. Wszystko pyszne i bardzo polecam!!

Mrożony torcik cytrynowy
  • 6 białek
  • 1,5 szkl. drobnego cukru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 łyżeczki soku z cytryny
masa cytrynowa:
  • 1 i 1/4 szklanki cukru
  • 75 g masła
  • 1 łyżka otartej skórki z cytryny
  • 1 szkl. świeżo wyciśniętego soku z cytryny (ok. 4 cytryn)
  • 6 jajek
  • 1,5 szkl. śmietany kremówki
1. Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec stopniowo dodawać cukier, mąkę ziemniaczaną, wanilię i sok z cytryny - ciągle ubijając.
2. Na papierze do pieczenia narysować 4 okręgi o średnicy ok. 22 cm, wyłożyć blachy ( jeśli nie zmieści się to na raz do piekarnika to piec w dwóch turach, ale i przygotowywać pianę na dwa razy, ja piekę na dwóch blachach jednocześnie). Masę bezową wyłożyć na narysowane koła, wyrównać. Piec ok. 50 minut w 150ºC. Ostudzić.
3. Podgrzać mieszając masło, cukier, sok i skórkę z cytryny, aż masa będzie gładka i natychmiast zdjąć z ognia, nieco przestudzić. Ubić (całe) jajka , do masy jajecznej wlać ciepłą (ale nie gorącą) masę cytrynową, wymieszać, przelać z powrotem do garnka. Podgrzewać, cały czas mieszając, aż masa zgęstnieje i zacznie wrzeć, pogotować na średniej mocy ok. 1 minuty.
4. Masę przelać do szerszej miseczki, przykryć folią (folia powinna dotykać masy), by nie utworzyła się skorupa. Schłodzić (masę najprościej przygotować dzień wcześniej, ewentualnie masę robić rano, a resztę tortu wieczorem dzień przed podaniem).
5. Kremówkę ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z zimną masą cytrynową.
6. Tortownicę o średnicy 23 cm wyłożyć folią aluminiową. Na dno wyłożyć blat bezowy, na niego wylać 1/3 masy cytrynowej. Powtórzyć czynność jeszcze 2 razy. Na górę pokruszyć 4, ostatni blat. Wstawić do zamrażalnika na całą noc.

A oto prezent dla mojej Mamy - stara (po babci M.) szafka z suwanymi szklanymi drzwiczkami przerobiona na wymarzoną przez Mamę szafkę na talerze.


Miałam wprawdzie na odnawianie tej szafki całkiem inne plany, ale Mama ciągle wzdychała nad takimi szafkami na zdjęciach angielskich kuchni, a ta szafka nadawała się idealnie.

Obiecywałam pokazać także moją ścianę nad kanapą - oto w końcu jest. Niezbyt chętnie mi pozowała, bo jak zaczął się dla mnie czas wolny to skończyła się pogoda, ale... na samą kanapę patrzeć nie należy, bo ciągle czeka na zmianę tapicerki na grube szare płótno lniane - niestety jak dotąd w Wawie i okolicach nie znalazłam takiego, które nie doprowadziło by mnie do ruiny finansowej - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, bardzo proszę o pomoc... Aha, a stolik z kolei czeka na dorobienie szufladek i przemalowanie na biało, więc jest to kącik jeszcze daleki od wymarzonego ideału :)



A na koniec - moje wczorajsze wypociny, musiałam już po prostu coś uszyć, miałam dość nicnierobienia :) Woreczek na duże siatki reklamowe, nie jednorazówki.



pozdrawiam,
ushii